Archiwum listopad 2002, strona 1


lis 11 2002 Gotowanie koguta, podróż z babulą do kościoła...
Komentarze: 1

Cześć!

Teraz napiszę, jak spędziłam ten poranek. A więc dzień dla mnie zaczął się cudownie, ponieważ na powitanie dnia kogut wskoczył mi przez okno i nasrał na głowę!!! Mmmmm... Nie ma to jak zapach świeżych, kogucich srak... I to na własnej głowie! Kto nie zaznał tego uczucia, nigdy nie będzie mógł być w pełni szczęśliwy! A na dodatek udało mi się złapać koguta za nogę, więc zaniosłam go do kuchni. Nabrałam do starego garnka trochę wody z kałuży i włożyłam do niego koguta. Trochę się rzucał, ale w końcu udało mi się go utopić. Położyłam garnek na ognisko (nie mamy kuchenki gazowej, nawet prądu nie mamy!) i czekałam, aż woda zacznie bulgotać  i kogut zrobi się czerowny. Jak już się ugotował, wzięłam łopatę i go wyjęłam na talerz (żeby się nie poparzyć!). Łopata była trochę w latrynianych gównach, co dodało niezwykłego aromatu śniadanku. Kiedy zeszła się cała rodzina, czyli matula, tatulo i babula, to zżarliśmy kogucika. Tylko matka zajebała mi widelcem w żebro, bo jak odrywała nogę koguta, to on zaczął piać i ją ugryzł w ucho (niedługo te żebra mi nosem wylecą, tak jak wątroba miesiąc temu!).

Po śniadanku mamunia kazała mi wziąć babcię do kościoła. Ciekawe, po jakiego huja, skoro niedziela była wczoraj?! Ale mamula powiedziała, że wszystkie babcie chodzą do kościoła to i nasza będzie! No więc ja przydziałam na siebie moje najlepsze ubranie, czyli worek na kartofle od cioci Helgi, zszyty kogucimi pazurkami, a na babulę założyłam czarny, foliowy worek na śmieci i całe hepi poszłyśmy do kościoła na Mszę Św. (Po drodze babcia znalazła jakiegoś badyla i mnie nim po dupie biła.) Jak tylko weszłyśmy do kościółka, wszyscy się na nas dziwnie popatrzyli (widziałam w ich oczach zazdrość, bo my takie piękne jesteśmy, najpiękniejsze na świecie!). Nie przejełam się i rzuciłam babcię na ławkę. Ona się na niej rozwaliła a ja włożyłam łeb do wody święconej. W tym samym czasie wyleciały ze mnie jakieś czarne duchy, szkoda, że się nie pożegnały. No, ale jak kochają, to wrócą! Za chwilę jakaś pani zajebała mi parasolką w łeb, bo niby zakłócam porządek w kościele i nie słychać, co ksiądz pieprzy. Pomyślałam, że to taka zabawa i zabrałam tej pani parasolkę i zajebałam jej z całej pety w udo, a ona zwiała. No to miałam parasolkę, super! Po Mszy odkleiłam babcię od ławki i wyszłyśmy z kościoła. Babcia nie chciała iść, bo chciała wciąć ze sobą ławkę, ale jak przyniosła ją tydzień temu to matula jej zajebała, że kradnie kościelny sprzęt święcony i mi dała patelnią po łbie, że babuli nie upilnowałam. W końcu wzięłam babcię za włosy i pociągnęłam po ziemi do domu. Jak przyszłyśmy to matula strasznie się ucieszyła z parasolki, ale mi zajebała, że kradziona. Potem poszłam z tatą na ryby. Fajnie było, tata wziął kija i mnie do niego przywiązał, a potem zarzucił do wody i kazał łapać ryby w zęby. Złowiłam kalosza (taki but, będzie w czym chodzić), żabę i dwa okonie. Jakie tam okonie, to prawdziwe konie były, kobyły normalnie! Będzie co jeść... Tata ze szczęścia zajebał mi kijem w plecy i wylądowałam cała poobijana w szpitalu. Ale po godzince wyszłam, bo gryzłam pielęgniarki po łapach, jak chciały mi dać lekarstwa.

I w taki oto fajny sposób spędziłam ten poranek.

kunegundaa : :
lis 10 2002 Rozwalona szczena i ćwiczenie ról do przedstawienia...
Komentarze: 0

Cześć!

Napiszę teraz, jak spędziłam wieczór. A więc kiedy powiedziałam rodzicom, że jestem wytryskiem w szkolnym przedstawieniu, to mama się popłakała ze wzruszenia a tatuś powiedział, że po raz pierwszy w życiu jest ze mnie dumny. No i matka tak się rozryczała, że potem mi zajebała, bo jej się jakiś tam 'mejkap' rozmazał. Taaa, fajnie, tylko że ona pewnie nawet nie wie, co to jest ten popierdolony 'mejkap' (prawdę mówiąc, ja też nie...). Ale trudno. No i zajebała mi tak mocno w ryja, że mi szczena wyleciała (jak dziadek kupował se nową to starą mi dał) i pękła. Teraz nie mogę mówić ani jeść. Babula karmi mnie gównami w mleku, bo nie trzeba gryźć. Potem przyszła do mnie Gryzelda i Pipas, moi przyjaciele. Pipas jest pieprznięty, więc na przywitanie zajebał mi w żebro, a Gryzelda, nie lepsza, włożyła mi patyk w odbyt i się cieszyła. Ja nie wiem z czego, ale ważne, że sprawiłam jej tym radość. Po chwili przyszła babcia z łopatą, wypierdoliła moich gości i podstawiła mi łopatę pod tyłek. Powiedziała, że mam się załatwić, bo ona zablokuje latrynę (mówiłam jej, żeby nie jadła tyle żabich kroczy!!!). No to nasrałam, ale że było tego dużo, to babcia się ugięła pod ciężarem łopaty i coś jej strzyknęło. Ale że babcia silna kobita, normalnie herod baba, wstała i se poszła. No to wleźli Gryzelda i Pipas i powiedzieli, że muszę jutro przyjść na próbę, bo stracę moją rolę wytrysku w szkolnym przedstawieniu! No to obiecałam, że przyjdę. Jeszcze przećwiczyliśmy nasze role trochę. Ja mówię tak:"Cześć, to ja, Pan Wytrysk!Jestem takim czymś, co wyskakuje z siurków samców, a mój wróg namber łan to PREZERWATYWA!!!" i potem śpiewam:"To ja, Pan Wytrysk niepokorny, nikt nie wie jak pachnę ja, ten sam..." itd. A na koniec wszyscy krzyczymy:"WYTRYSK! Bo to król jest majonezów!". Ogólnie bardzo fajny scenariusz. Przećwiczyliśmy nasze role, posłuchaliśmy Wieśmaków i Gryzelda z Pipasem spierdolili do domu (spierdolili, bo tatuś pogonił ich szczotką).

I tak spędziłam ten uroczy wieczór.

kunegundaa : :
lis 10 2002 Koncert Wieśmaków i rola wytrysku w szkolnym...
Komentarze: 0

Cześć!

Dziś rano wróciłam z koncertu z Gryzeldą. No więc wczoraj około szesnastej przyszła Gryzelda i tata zwiózł nas na koncert. Ale było fajnie, zupełnie inny świat! Było dużo ludzi (około 20, bo tyle się mieści w stodole, w której odbył się koncert), wszyscy tańczyli. Wieśmaki są najlepsi!!! Gryzelda tylko raz się zrzygała, bo właśnie obżarła się kocimi gównami i ktoś jej zajebał łokciem z brzuch. Ale to nie zepsuło nam humoru i pląsałyśmy se do piosenek:"W pierdolonym kurniku wszystko się zdarzyć może", "Widziałem koguta cień", "Pojebany jest ten świat" i "Gówno na pociechę". Było naprawdę cudownie. Potem podszedł do mnie jakiś facet i zaczął obmacywać. Zajebałam mu klapkiem w ryja i się odpierdolił. Impreza przeciągnęła się do białego rana. Gryzelda się najebała i usnęła pod sceną. Ja też i zostałam zmiażdżona przez jakąś grubą babę. No ale i tak było wspaniale.

Kiedy wróciłam do domu, matka zajebała mi za to, że tak długo nie wracałyśmy (podobno się martwili, jasne...) i za pobitą Gryzeldę. Ja też byłam pobita, ale to im zwisało. Na początku chcieliśmy ją wrzucić, tak jak Osfalta, w krzaki za wysypiskiem, ale postanowiliśmy jednak tego nie robić. Zaniosłam Gryzeldę do domu w zębach, jej mama ucieszyła się, że przynajmniej przeżyła. Potem przyszedł do mnie Osfalt. Powiedział, że ma dla mnie wiadomość od wychowawczyni - o piętnastej spotyka się cała klasa i będziemy robić próby do przedstawienia, które ona wymyśliła. No, a że była już troszkę przed piętnastą, poszłam z Osfaltem na próbę do lasu. Wszyscy już tam byli. Mieliśmy grać choroby weneryczne. Ja będę wytryskiem, Gryzelda rzeżączką, Osfalt żółtą wydzieliną, Pojeb nieśmiałym prawiczkiem, itd. W ogóle to bardzo fajny jest scenariusz! Po próbach przyszłam do domu na obiad i pochwaliłam się, że jestem wytryskiem. Mama popłakała się ze wzruszenia a tata powiedział, że jest po raz pierwszy ze mnie dumny! Babcia nic nie powiedziała, bo zakleił jej się pysk kocimi wymiotami.

I w taki oto wspaniały sposób spędziłam dzień.

kunegundaa : :
lis 09 2002 Wycieczka do czubologa i kaftan bezpieczeństwa...
Komentarze: 3

Cześć!

Dziś rano jak tylko wstałam poczułam jakiś odór - okazało się, że babcia zostawiła swoją sztuczną szczękę w łazience (przypominam iż łazienka to moja sypialnia w nocy). Kiedy wyszłam z sypialnio-łazienki babcia od razu mi zajebała, że wrzuciłam ją do latryny. Zaczęłam się z nią bić. W końcu przyszła mama i powiedziała, że jestem pierdolnięta i wyśle mnie do czubologa. Ale ja nie chciałam, bo wieczorem idę z Gryzeldą na koncerta Wieśmaków do stajni za cmentarzem! Mama jednak się uparła. Nie wiedziałam, kto to jest czubolog, ani po co się do niego chodzi, ale nie miałam wyboru - mama mi zagroziła, że inaczej nie pojadę na żadnego koncerta. No więc wzięliśmy naszego trójkołowego Srajtygla i pojechaliśmy do miasta, do czubologa. On jak tylko mnie zobaczył, powiedział, że jestem niedojebem i że mamy pójść do pokoju nr.22, gdzie są same niedojeby. Mieliśmy kłopot z trafieniem do tego pokoju, bo tylko babula potrafi liczyć, a jest prawie ślepa jak kret. No ale w końcu trafiliśmy. Było fajnie - jedna pani dała mi taki blok z plastiku z dziurami w środku (okrągłymi, trójkątnymi i kwadratowymi różnej wielkości) i klocki, które pasowały do tego bloku. Ustawiałam te klocki chyba ze trzy godziny, ale w końcu się udało! Jednak jak pani chciała mi zabrać moje dzieło, ugryzłam ją! Strasznie się przywiązałam przez te trzy godziny do mojej nowej zabawki (przywiązałam się sznurkiem, którym tatuś podtrzymuje se spodnie)! Kiedy pani ponowiła próbę, zaczęłam jebać jej klockami w łeb. Przylecieli jacyś faceci w białych strojach i założyli mi jakiś tam kaftan bezpieczeństwa. I wypierdolili ze szpitala. Pojechaliśmy do domu i matka mi przyjebała, za to, że jestem niedojebem.

I w taki oto przesympatyczny sposób spędziłam dzisiejszy poranek.

kunegundaa : :
lis 08 2002 Niespodziewana wizyta babci i kąpiel w latrynianych...
Komentarze: 1

Cześć!

Właśnie sobie spałam w wannie, która w nocy służy jako moje łóżko, kiedy na podwórku przed przyczepą usłyszeliśmy głośny klakson. Okazało się, że to babunia zrobiła nam niespodziewaną wizytę. Matka wyleciała w kalesonach i bamboszach i zajebała babci, bo ją obudziła. Za chwilę wyleciał tata, również przywitał się z babcią i zawołali mnie. Babunia kochana na przywitanie zajebała mi w żebra i wyszczerzyła te swoje żółte, sztuczne zęby. Zajechało mi nagle naftaliną, mmmmm... No i mamunia powiedziała, że idą z ojcem spać i że ja mam zaprowadzić babcię do latryny, bo musi się załatwić (latryna to taka dziura w ziemi pod namiotem, przy której jest z drewna jakby ławeczka i się siada i sra). No więc poszliśmy tam i babcia usiadła na drewnianej ławeczce. Była bardzo zmęczona więc się trochę kimała, aż w pewnym momencie wpadła do latryny! Strasznie fajnie to wyglądało, ale babcia zaczęła ryczeć jak pawian (mówiłam, że mam to po niej) i przybiegli rodzice. Walnęli babcię łopatą, która leżała obok namiotu i kazali się zamknąć. Potem wrzucili mnie i kazali wyjąć babcię. (Kiedy wpadłam centralnie na ryja na wielkie gówno, zapachniało mi obiadem.) No, ale to nie był jeszcze koniec. Tacie zachciało się srać i zesrał się na mnie i na babcię. Fajnie było, mówię wam! No potem wygrzebałam babcię spod sterty gówna, jakie narobił tatuś i zaprowadziłam do jej sypialni (czyt. dziury kanalizacyjnej). Babcia spokojnie zasnęła i było już spokojnie. Powróciłam do mojego wyrka w wannie i próbowałam zasnąć...

W taki sposób przywitaliśmy babcię w naszych skromnych progach.

kunegundaa : :