Archiwum 08 listopada 2002


lis 08 2002 Niespodziewana wizyta babci i kąpiel w latrynianych...
Komentarze: 1

Cześć!

Właśnie sobie spałam w wannie, która w nocy służy jako moje łóżko, kiedy na podwórku przed przyczepą usłyszeliśmy głośny klakson. Okazało się, że to babunia zrobiła nam niespodziewaną wizytę. Matka wyleciała w kalesonach i bamboszach i zajebała babci, bo ją obudziła. Za chwilę wyleciał tata, również przywitał się z babcią i zawołali mnie. Babunia kochana na przywitanie zajebała mi w żebra i wyszczerzyła te swoje żółte, sztuczne zęby. Zajechało mi nagle naftaliną, mmmmm... No i mamunia powiedziała, że idą z ojcem spać i że ja mam zaprowadzić babcię do latryny, bo musi się załatwić (latryna to taka dziura w ziemi pod namiotem, przy której jest z drewna jakby ławeczka i się siada i sra). No więc poszliśmy tam i babcia usiadła na drewnianej ławeczce. Była bardzo zmęczona więc się trochę kimała, aż w pewnym momencie wpadła do latryny! Strasznie fajnie to wyglądało, ale babcia zaczęła ryczeć jak pawian (mówiłam, że mam to po niej) i przybiegli rodzice. Walnęli babcię łopatą, która leżała obok namiotu i kazali się zamknąć. Potem wrzucili mnie i kazali wyjąć babcię. (Kiedy wpadłam centralnie na ryja na wielkie gówno, zapachniało mi obiadem.) No, ale to nie był jeszcze koniec. Tacie zachciało się srać i zesrał się na mnie i na babcię. Fajnie było, mówię wam! No potem wygrzebałam babcię spod sterty gówna, jakie narobił tatuś i zaprowadziłam do jej sypialni (czyt. dziury kanalizacyjnej). Babcia spokojnie zasnęła i było już spokojnie. Powróciłam do mojego wyrka w wannie i próbowałam zasnąć...

W taki sposób przywitaliśmy babcię w naszych skromnych progach.

kunegundaa : :
lis 08 2002 Rana na ryju i łata chirurgiczna
Komentarze: 1

Cześć!

Napiszę teraz, jak spędziłam dzisiejszy wieczór. A więc matula tak mi zajebała szczotką w ryja, że zrobiła się rana i ciągle leciała krew. Na początku się nie przejełam i poszłam upolować coś do żarcia, ale jak wróciłam z pięcioma skunksami uwiązanymi za ogony na patyku, i mamunia kochana zauważyła co mam na mordzie, powiedziała, że musimy pojechać do lekarza. Nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałam, ale brzmi fajowo, postanowiłam więc pojechać. Jak tylko tata wrócił z owczarni (dorabia tam jako owca) to wsiedliśmy do naszego starego Srajtygla na trzech kołach i pojechaliśmy do lekarza. Po drodze wpierdoliliśmy się na kilka drzew, ale jakoś przeżyliśmy nawet. No więc na początku ochrona nie chciała nas wpuścić, ale w końcu udało nam się dostać przez okno na drugim piętrze. Trafiliśmy chyba na porodówkę, tak mi się wydaje, bo wszędzie było pełno wrzeszczących bachorów. Matka musiała przyjebać ojcu, bo chciał se jedno wziąć (zawsze mówił, że chciałby mieć zwierzątko). Mamunia jednak powiedziała, że to tylko kłopot i poszliśmy do lekarza chirurga. Jak mnie tylko zobaczył, to powiedział, że operacje plastyczne kosztują dużo i że raczej, z tego co widzi, nas na nie nie stać. Ale mama powiedziała, że mu chcemy zszyć ranę na mordzie. Ja się poczułam trochę urażona, bo jestem przecież piękna, a ten mi tu z operacją plastyczną wyjeżdża... No ale zszył mi ryja i wyglądam fajnie (mam taką łatę, jaką Osfalt miał na spodniach). Sądzę, że teraz wreszcie jestem modna i nikt mi nie zarzuci braku gustu. Poza tym chyba jestem już orginalna - nikt w całej szkole nie ma takiej łaty!!! Nawet Lafiranda, która jest taka modna nie ma takiej łaty. Ma zielony kolor (jej naturalny to niebieski, ale trochę zgniła...) i bardzo mi w niej do twarzy (tak powiedziały jakieś dziciaki, które spotkaliśmy pod szpitalem - miło z ich strony, ale nie wiem, dlaczego się śmiały...). No więc jestem zadowolona. Teraz nie muszę kupować sobie kalesonów żeby wyglądać seksi... I jestem piękna... O tak, tylko Lafirynda jest ładniejsza...

kunegundaa : :
lis 08 2002 Poszukiwania na wysypisku, jedzenie żab...
Komentarze: 3

Cześć!

Rany, jestem taka szczęśliwa! Ciocia Helga (od której to dostałam mój piękny worek na kartofle, który jest moim ulubionym strojem) przyjechała do nas w odwiedziny i w prezencie dała mi kopa w dupę i bilet na koncert Wieśmaków!!! Super! Dowiedziałam się, że Lafirynda też się tam wybiera ze swoją pojebaną bandą, idzie też Osfalt, Pojeb, Gryzelda, moja koleżanka z ławki, Pipas, mój kolega ze szkoły i Ferdynand - kiedyś się w nim bujałam, ale przerzuciłam się na Lafiryndę. Czyli będzie dużo znajomych! Koncert jest jutro w starej stodole za cmentarzem. Tata powiedział, że Gryzelda może do nas przyjść i razem pojedziemy naszym Srajtyglem na koncerta (tata tylko nas podrzuci)! Ale będzie fajowo!!!

Dzisiaj po szkole wyszłam na wysypisko śmieci za domem i spotkałam Pindę (taka jedna z klasy). Zapytałam się jej, co tu robi, a ona na to, że zgubiła tydzień temu hot-doga i widziała jak Osfalt wrzuca go do śmietnika (jaki debil, ja bym zżarła!) i teraz ona go szuka. No to jej pomogłam. Znalazłyśmy przy okazji panią Duża-Dupa, nauczycielkę od historii. Zaginęła kilka tygodni temu po tym, jak wpisała mi jedynkę z klasówy. No i dostało się jej... Tylko przy Pindzie udawałam, że nie wiem, co ona tu robi. I jak tylko Pinda się odwróciła, wcięłam panią Duża-Dupa za nogę, zamachnęłam się i rzuciłam w las. Pinda potem jeszcze jej szukała, ale jak znalazła swojego hot-doga to dała se spokój i poszła do domu. Zostałam sama więc sama. Postanowiłam pójść na bagna i pojeść trochę żab (po podarciu mojego ubrania mama nie chciała mi dać obiadu, nawet po tym, jak ją ugryzłam). No i najadłam się trochę żabek. Spotkałam Osfalta - jak tylko mnie zobaczył zaczął spieprzać, bo nie chciał, żebym znowu mu coś zrobiła... No to go nie goniłam, ale za chwilę wrócił, powiedział:"Pizdolot, Kanibal, Pizdolot, Kanibal...!!!" i spierdolił. Heh, on mnie naprawdę lubi... Potem wróciłam do domu i oberwałam szczotką w ryja, bo matka powiedziała, że nie powinnam pozwalać grzebać cudzym ludziom w naszym wysypisku (widziała wszystko z okna). Powiedziała, że pozwoliłam nas okraść i zajebała mi w dupę.

I w taki sposób spędziłam dzionek.

kunegundaa : :
lis 08 2002 Wysmarowanie się gównem i wyjazd do wytwórni...
Komentarze: 1

Cześć!

Dzisiaj poszłam wreszcie do szkoły. Było bardzo miło - Osfalt trochę się zdziwił, że nie jestem w pudle, ale chyba mi wybaczył, bo zaczął za mną wołać "Kanibal" i "Pizdolot". Bardzo miło słucha się takich komplementów, naprawdę... Na pierwszej lekcji nauczycielka strasznie zajebała mi w ryja. Trochę się zdziwiłam, aczkolwiek było to przyjemne. Zapytałam, dlaczego mnie uderzyła, a ona na to, że za brzydkiego ryja! Ona jest chyba zazdrosna, bo ja jestem taka piękna, naprawdę... No i na przerwie jadłam sobie spokojnie kanapkę (mamusia zrobiła mi z nogą dzika (została po wczorajszej kolacji) i posmarowała gównem. Przy okazji podjadłam sobie trochę much, bo zebrały się dookoła mojego jakże zdrowego posiłku. I wtedy podeszła moja ukochana, Lafirynda, z bandą jakichś pryszczatych i brzydkich (nie to, co ja!) idiotek. Powiedziała, że jestem głupia lesba i ma mnie w dupie. Aż mi się tak dobrze zrobiło w środku, to były chyba motylki... Tyle chłopaków kocha się w Lafiryndzie, a ona powiedziała te słowa właśnie do mnie!!! Teraz już wiem, że ona też mnie kocha i jestem szczęśliwa!!! Tylko jak odchodziły, to powiedziały, że jem jakieś gówna i świństwa i zaczęły mnie przezywać "Gównojad" i "Pierdolnięta". One mnie chyba podrywały, ale powinny wiedzieć, że ja kocham tylko Lafiryndę!!!

Po drugiej lekcji nasza wychowawczyni powiedziała, że jedziemy na wycieczkę do kisielo-wytwórni. Wszyscy rzucili się do drzwi, bo pani kazała iść nam do szatni, ale ja wstawając zachaczyłam moim workiem na kartofle (czyt. moim najlepszym ubraniem) o krzesło i mi się rozdarło. Mi to tam wszystko jedno, mogłam iść nago. Ale pani zajebała mi linijką w łeb i powiedziała, że tak nie pojadę. No to wzięłam gówno i się nim wysmarowałam. Udawałam, że to mój nowy dres. W autobusie wszyscy się na mnie patrzyli ze wstrętem i mówili, że ode mnie śmierdzi. Bezczelni! W końcu pan kierowca tego nie wytrzymał, zahamował, złapał mnie za ucho i wyjebał z autobusu. No i przez kilka kilometrów musiałam biec za autobusem, ale było bardzo fajnie - po drodze goniło mnie stado psów, jeden ugryzł mnie nawet w tyłek (zawsze mówiłam, że zwierzęta mnie lubią). Jak już dobiegłam i autobus się zatrzymał przyszedł jakiś pan i zaprowadził nas do wytwórni kisielu. Tam był taki duży kocioł, a w środku jakaś maszyna mieszała kisiel. Aż mi ślinka ściekła po moim 'nowym dresie'. Wtedy podszedł Pojeb, mój kolega z klasy, i zajebał mi tak mocno w żebro, że aż spadłam przez barierkę do tego kocioła!!! Nie umiem pływać, więc o mało się nie utopiłam. Nikomu się nie spieszyło, żeby mnie ratować, ale w końcu jacyś faceci zarzucili mi sznur i kazali się wspinać. No i przeżyłam nawet. Ale strasznie zafajdałam moim dresem z gówna cały kocioł z kisielem i dali mi go w prezencie. Fajnie, będzie co jeść przez najbliższy rok! Mama bardzo się ucieszyła, tatulko też. Tylko zajebali mi, bo podarłam moje najlepsze ubranie, czyli worek na kartofle. Mam go po cioci Heldze. No trudno, trzeba będzie go zszyć kogucimi pazurkami. Najważniejsze, że wycieczka była udana.

I w taki oto wspaniały sposób spędziłam szkolny czas.

kunegundaa : :